Recenzje

Recenzja #236 Myslovitz – „Korova Milky Bar” (2002)

Data wydania: 27 maja 2002
Produkcja: Tomasz Bonarowski
Gatunek: Rock alternatywny

Album „Miłość w czasach popkultury” sprawił, że grupa Myslovitz stała się najpopularniejszym rockowym zespołem w Polsce. Kwestią czasu było ukazanie się kolejnego krążka, który umocni pozycję zespołu na polskim rynku. Po intensywnym czasie koncertów oraz pobocznym projekcie Artura Rojka Lenny Valentino, zespół spotkał się w studio i nagrał swój piąty album. „Korova Milky Bar” jest komentarzem na temat ówczesnej sceny politycznej oraz sytuacji w przed-unijnej Polsce. Sam tytuł został zaczerpnięty z kultowej „Mechanicznej pomarańczy” Stanley’a Kubricka. „Dla nas >>Korova Milky Bar<< jest miejscem, gdzie coś odmiennego może przydarzyć się Twojemu umysłowi. Polska jest miejscem, w którym twoim umysłem dzieją się bardzo dziwne rzeczy. To miejsce pełne kryzysów i wszystko wokół ciebie jest bardzo smutne, bardzo mroczne, bardzo popieprzone” – tłumaczył Przemek Myszor w 2002.

Właśnie taki jest album – wyjątkowo przygnębiający, melancholijny, w internetowym slangu doomerowski. Wokale Rojka „idealnie” pasują do parszywych tekstów o szarym świecie pozbawionym radości. Z początku nie słychać tego marazmu. Album otwierają single – chłodne, ale odświeżające jak morska bryza „Sprzedawcy marzeń” o manipulacji mediów, oraz aż przesadnie optymistyczne „Acidland”, w którym padają nieco banale frazesy jak „Bierz życie, jakim jest”, „Popełniaj błędy i naprawiaj je”, „Wykorzystaj czas, drugiego już nie będziesz miał”. Niby fajny kawałek, ale coś w nim jest nie tak, być może jest za wesoły jak na album. Później z utworu na utwór atmosfera robi się coraz bardziej dołująca. W pozbawionym entuzjazmu i inspirowanym emo-midwest „Barze mlecznym Korova” padają słowa: „Czuję się jak śmieć/jak nic/jak nikt/bez szans”. Delikatna ballada „Wieża melancholii” z samotnymi riffami i gitarą akustyczną urzeka swoją melancholią. Bardzo cenię pośpieszne „Za zamkniętymi oczami”, które wpada w ucho, chociaż powtarzane niepewnym tonem „strach?” budzi niepokój. Ciekawy punkt widzenia został przedstawiony w „Kilka błędów popełnionych przez dobrych rodziców”, w którym podmiot liryczny opisuje toksyczne dzieciństwo i opisuje na jak złego człowieka wyrósł. Nie sposób zignorować „Siódmy koktajl” – to chyba najbardziej agresywny numer w dorobku śląskiego zespołu. Wersów takich jak „Gdybym tylko umiał się śmiać/to bym chciał umrzeć tu ze śmiechu” i „Uwierz, gdybym tyko miał broń/Byłbyś pierwszy kogo bym odwiedził z nią” nie można zapomnieć. Przemek Myszor, który jest autorem piosenki przyznał, że pisząc ją, miał na myśli nieudolnych polityków rządzących Polską oraz ustawę… antyaborcyjną. Dwadzieścia lat temu! Wisienką na torcie stanowi użycie pod koniec klawisetu, który sprawia, że kompozycja nieco łagodnieje. Krótko mówiąc: ten utwór mnie zniszczył.

„Chciałbym umrzeć z miłości” to najdłuższa kompozycja na albumie z delikatnymi gitarami akustycznymi, dzwonkami i bezpośrednim wyznaniem, jaka byłaby według podmiotu lirycznego najlepsza śmierć. Recytacja różnych sposobów na odejście z tego świata brzmi nawet kojąco, zupełnie jak samo pogodzenie się z losem i czekanie na swój koniec. Na tym utworze album mógłby się zakończyć, ale zespół wbija kolejny gwóźdź pt. „Szklany człowiek”, który jest odą ku niskiej samoocenie: „Bo nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart/tarara tarara”. Bonusem na albumie jest melancholijna „Pocztówka z lotniska”, w której Przemek Myszor przekazuje, że samotne podróże to nie to samo, co z ukochaną osobą, i chociaż tekst jest smutny, to cały wydźwięk podnosi na duchu, a całość jest dobrym zwieńczeniem wydawnictwa.

Może nie przesłuchałam w swoim życiu wielu albumów, szczególnie alternatywnych zespołów lat 90. i 00., ale „Korova Milky Bar” jest najbardziej przygnębiającym wydawnictwem, z jakim miałam styczność. Ciężko nawet wybrać ten jeden najsmutniejszy utwór, bo z każdą kolejną piosenką słuchacz pogrąża się w apatii. Myslovitz osiągnęli tutaj apogeum swojej charakterystycznej melancholii. Przeraża mnie też aktualność wydawnictwa, bo chociaż przez te 20 lat czasy się zmieniły, to polityka kraju pozostawia dużo do życzenia. Poza tym opisana na albumie szarość życia jest tematem uniwersalnym – a nie powinnna. Pięć gwiazdek na okładce jakby sugeruje ocenę, ale pozwolę sobie przyznać pół gwiazdki więcej, gdyż na albumie jest tylko jeden utwór (raz spokojne, raz agresywne „W 10 sekund przez całe życie”), który pomijam.

Najlepsze: na pewno „Sprzedawcy marzeń”, „Siódmy koktajl” i „Chciałbym umrzeć z miłości”… i „Szklany człowiek”… i „Za zamkniętymi oczami”… „Bar mleczny Korova” w sumie też

5,5/6

Wszystkie wpisy o Myslovitz

4 myśli w temacie “Recenzja #236 Myslovitz – „Korova Milky Bar” (2002)

  1. Dla mnie Myslovitz był zawsze trochę na poboczu muzycznych zainteresowań. Rzadko albumy, częściej single. Ale Twój opis skojarzył mi się z inną płytą – „Karmą” Heya 🙂 Nie wiem, czy słuchałaś kiedyś, lub recenzowałaś, ale jeśli nie, to może byś się pokusiła? 🙂

    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na nowy wpis! 😀

    Polubione przez 1 osoba

  2. Wkrótce wracam do ponownego słuchania dyskografii tego znakomitego zespołu (znajdującego się w moim polskim top 5), więc bardzo chętnie Szafirowe recenzje będą mi towarzyszyć. Dziękuję! 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz