Data wydania: 23 sierpnia 2019
Produkcja: Taylor Swift, Jack Antonoff, Louis Bell, Frank Dukes, Joel Little, Sounwave
Gatunek: Synthpop
Nie minęły niecałe dwa lata od premiery albumu „reputation”, a Taylor Swift po raz kolejny przypomniała o sobie słuchaczom na całym świecie. Amerykańska wokalistka, która przy poprzednim (udanym) krążku ukazała swoje badassowe oblicze i nastawienie, że nie da sobie w kaszę dmuchać, tym razem przemieniła się w cukierkową, zakochaną po uszy dziewczynę. Z tego co wyczytałam, jej trwający prawie trzy lata związek z aktorem Joe Alwynem jest najdłuższym w jej życiu i to on był inspiracją do napisania większości kompozycji na płycie. A utworów na „Lover” jest aż 18.
Nie wiele zostało po „starej Taylor” z ery „reputation”, jedynie zadziorne „Miss Americana and The Heartbreak Prince”, które brzmi jak odrzut z tamtego projektu (kawałek, który spodobał mi się od pierwszego przesłuchania). Tym razem artystka postawiła na mniej agresywne i bardziej sympatyczne brzmienia. Najmocniejsza strona albumu, to synthpopowe kompozycje będące ukłonem w stronę lat 80.. Chociaż w „The Archer” nie dzieje się za dużo, to piosenka ma swój odlotowy klimat, któremu ciężko nie ulec. Takim utworem nie pogardziłoby Chromatics. Nie mniej klimatyczne jest delikatne „False God” z saksofonowymi wstawkami, idealne na nocną przejażdżkę. „London Boy” nafaszerowane brytyjskimi nawiązaniami brzmi tak kiczowato, że aż wpada w ucho. Do moich faworytów zaliczam też zostawione na sam koniec rozmarzone „Daylight”. Chociaż „Afterglow” też miało potencjał, to kompozycja szybko staje się nudna.
Na „Lover” Swift powróciła też do korzeni wplatając w utwory gitarę akustyczną i rytmy country. Tytułowa kompozycja urzeka swoją beztroską i ciepłem, idealnie nada się na chłodne wieczory spędzone we dwoje. Fanom akustycznych ballad spodoba się „Soon You’ll Get Better” nagrane z grupą country Dixie Chicks. Nijako brzmią natomiast „Paper Rings”, do potupania nóżką (butem z ostrogą) oraz przekombinowane „Death By a Thousand Cuts”.
Największym minusem płyty są przeciętniaki, które zapychają album. Utwory takie jak „I Forgot That You Existed”, „Cornelia Street” czy „I Think He Knows” nie zostają w pamięci na długo i gdyby wykreślono je z listy utworów, „Lover” stałby się mniej męczącym albumem. “The Man” jest poprawnym kawałkiem, który mogłaby nagrać każda wokalistka oprócz Swift. A co z singlami “You Need To Calm Down” i “ME!”? Pierwszy dedykowany homofobom („Shade never made anybody less gay”) wpada w ucho i szkoda, że trwa tylko trzy minuty. Drugi natomiast to jeden z najgorszych utworów wydanych w 2019. Przesłodzona kolaboracja z Brendonem Urie z Panic! At the Disco brzmi jakby była nagrana na potrzeby filmu Disney’a, a że nie jest, to nie widzę żadnego innego powodu by powstała.
Miałam złe przeczucia co do „Lover”. Spodziewałam się krążka w gatunku bubblegum pop z radiowymi piosenkami i słodkimi wyznaniami miłosnymi. Swift po raz kolejny udowodniła, że nie specjalizuje się w płytkich piosenkach, szczególnie że wokalistka posiada duży talent literacki. Atutem albumu jest jego rozmarzona atmosfera i najchętniej wrócę do tych sennych, synthpopowych momentów. Dla równowagi, znalazło się tu tyle samo zbędnych kompozycji, które nie wyróżniają się niczym szczególnie. No i słuchanie osiemnastu utworów na raz męczy. W stosunku do „reputation”, mały krok do tyłu.
Besty: „The Archer”, „Miss Americana & The Heartbreak Prince”, “Daylight”
Zgadzam się, że na albumie jest za dużo zapychaczy i słuchanie tych 16 numerów w całości zwyczajnie męczy. „Lover” dla mnie jest niemożliwe do przesłuchania w jednej ciągłej. Pojedyncze single jak najbardziej, ale i tak w porównaniu z poprzednikami – nowy krążek wypada dosyć słabo.
Pozdrawiam!
https://wmuzyce.wordpress.com
PolubieniePolubienie
Mnie jej muzyka nie porywa
PolubieniePolubienie
Ten krok w tył nie jest tym, czego się po niej spodziewałem, ale na samą płytę nie czekałem w ogóle, a Twoja recenzja skutecznie mnie zniechęca. Wystarczą mi te trzy single, które na okrągło lecą w telewizji 🙂 Ten tytułowy to chyba w ogóle cofka o dwie płyty 😉
Pozdrawiam i zapraszam na nowy wpis 🙂
PolubieniePolubienie
Akurat moje ulubione to „Lover”, „Soon you’ll get better” i „False God”, ale poza tym zgadzam się z twoimi słowami. Tak naprawdę szału nie ma, ale to nie jest zły album.
Nowy post. Zapraszam
http://scarlett95songs.blogspot.com/
PolubieniePolubienie
Jest kilka piosenek, które mi się podobają (Lover, ta z Friends w tytule), ale do całości nie planuję nigdy wracać 😉 Za dużo numerów jak na moją cierpliwość do Taylor.
Nowy wpis na https://the-rockferry.pl/
PolubieniePolubienie
Este contenido me pareció interesante y lo compartí en mi facebook.
Saude cap
PolubieniePolubienie
Ja do tej pory nie zabrałam się za ten album. I nic mnie do niego nie ciągnie.
Zapraszam do siebie na nowy post 🙂
https://rebellek.wordpress.com/
PolubieniePolubienie
Miałam kilka podejść, ale za każdym razem zatrzymałam się w 3/4 całości. Odstrasza mnie ta długość i raczej nie zmotywuję się już, by dotrwać do końca.
Zapraszam na nowy wpis i pozdrawiam 🙂
PolubieniePolubienie